To, że podróżowanie z dziećmi jest fajne, a przede wszystkim możliwe wiemy już od ładnych paru lat. Wspólnie z Bartkiem, a potem też Antkiem odwiedziliśmy wiele wyjątkowych miejsc na świecie i mamy kolekcję pięknych wspomnień. Jednak nie zawsze jest łatwo bo dziecko to nie dorosły. Nie zawsze ma ochotę siedzieć cały dzień w samochodzie, czekać na posiłek w restauracji czy oglądać nawet najpiękniejszą katedrę. Z tego powodu często dochodzi do spięć i wymarzony wyjazd zaczyna trafiać szlag.
My w trakcie naszych podróży – zarówno długich i krótkich, po Polsce jak i tych egzotycznych zawsze mamy jakieś trudności. Mówiąc szczerze, czasem to tak mamy dosyć naszych chłopaków, że mamy ochotę zostawić ich w knajpie wraz z niezapłaconym rachunkiem i uciec w siną dal. Zamiast tego jednak staramy się wciąż poszukiwać sposobów, które pomogą naszym dzieciom zabić nudę i zniecierpliwienie. Czegoś, co odwróci ich uwagę i tym samym sprawi, że podróż czy oczekiwanie na posiłek miną szybciej.
I o tych sposobach dziś właśnie chcę napisać. O tym, co w trakcie tych pięciu lat wspólnych podróży udało nam się wypracować. I nie ukrywam, że liczę na wzajemność z Waszej strony :) . Nie musicie jeździć na długie wakacje w egzotyczne miejsca, żeby mieć fajne pomysły na zabawienie swoich dzieci. Wystarczy przecież wyjście na pizzę albo krótki wypad 100km od domu i sami już wiecie jakim to czasem wyzwaniem jest okiełznanie dzieci. Podzielcie się w komentarzach – czym i jak zajmujecie ich uwagę, co Was w takich sytuacjach ratuje. No chyba, że macie same aniołki? ;-)
U nas nie ma jednej jedynej recepty na zabawę dla dziecka, bo wszystko zależy od wieku, temperamentu i upodobań danego „egzemplarza”, od miejsca, w którym jesteśmy (miejsce publiczne czy nie) i od tego czy jesteśmy w stanie zabrać więcej rzeczy i większych rozmiarów (bo jedziemy samochodem) czy wprost przeciwnie musimy się ograniczać od niezbędnego minimum.
Większość naszych doświadczeń dotyczy Bartka, bo to z nim podróżujemy najdłużej. Z Bartkiem samo przemieszczanie nigdy nie było specjalnym problem. Jak był młodszy to szybko zasypiał, a teraz bardzo lubi wyglądać przez okno. Krajobrazy się zmieniają, a on przez godzinę – dwie potrafi je podziwiać, sporadycznie tylko o coś pytając czy komentując. Antek to przeciwieństwo brata. Alergię na fotelik samochodowy ma od urodzenia (choć widać oznaki poprawy ;-) ) i siedzenie w samolocie czy samochodzie to nie jest jego ulubiony sposób spędzania czasu. Obaj nasi panowie dostarczyli nam za to dużo trudnych wrażeń w restauracjach. Do dzisiaj wspominamy jaką zmorą, prawdziwym utrapieniem były posiłki z Bartkiem (wtedy 2-latkiem) w trakcie podróży po Ameryce Łacińskiej. Z kwestii organizacyjnych to naprawdę była dla nas najtrudniejsza część. I choć Bartek to już duży chłopak i te problemy odeszły (mam nadzieję bezpowrotnie ;-) ) to ostatni nasz weekendowy wyjazd w czwórkę pokazał, że tutaj Antek idzie w ślady brata. Mówiąc krótko – obiad zjedliśmy w hotelowym pokoju…. Przyznam, że jak sobie wyobrażę jak mogą wyglądać nasze kolejne wspólne wyjazdy to skóra mi cierpnie. Stąd właśnie odświeżanie w głowie naszych sprawdzonych sposobów i szukanie czegoś nowego. Kilka znalezionych w necie zamierzamy przetestować, ale też naprawdę bardzo jesteśmy ciekawi jak Wy sobie z tym radzicie.
Zaznaczę jeszcze tylko, że unikamy kilkugodzinnych sesji tabletowo-laptopowych. Owszem, Bartek może obejrzeć bajki, ale nie wyobrażam sobie spędzenia przed ekranem dziesięciogodzinnego lotu czy całodziennej jazdy samochodem. W przestrzeni publicznej z kolei staramy się tak dobierać gry i zabawki, żeby nie zakłócały czasu innym osobom, więc wszystkie grająco-świecąco-hałasujące rzeczy też odpadają.
Nasze propozycje podzieliliśmy na trzy grupy: do stosowania w zamkniętych pomieszczeniach, zabawy w otwartej przestrzeni oraz najciekawsze rady znalezione w sieci.
I. Zabawy w zamkniętej przestrzeni – do samochodu lub samolotu, restauracji
Seria CzuCzu.
Niewielkie książeczki, a raczej plik spiętych ze sobą karteczek, na których są różne zabawy, zagadki i historyjki. Każdy zestaw jest dopasowany do wieku dzieci i co ważne są w wersji również dla najmłodszych. My przetestowaliśmy kilka – wszystkie bardzo się Bartkowi podobały. Z założenia potrzebny jest rodzic, żeby czytać polecenia, ale Bartek od dłuższego czasu potrafi przeglądać książeczki sam i czerpać z tego radość. Obecnie są one już bardzo popularne, a dostać je można we wszystkich większych sklepach jak Empik, Matras czy Rossmann. Zalety to: mała waga, niska cena, dużo gier i zabaw, poręczne, odpowiednie do używania w przestrzeni publicznej. Wadą jest to, że raczej potrzebny jest rodzic oraz, że po długim użytkowaniu książeczka się rozpięła.
Pacynki w wersji mini, zakładane na palce.
My mamy zestaw zwierzątek, który kupiliśmy w Ikei. Bardzo fajna zabawa dla dzieci w każdym wieku. Pacynki zajmują mało miejsca, są lekkie i tanie, można je długo używać, bo za każdym razem można wymyślać nowe historyjki, nadają się też do używania w przestrzeni publicznej. Na minus działa to, że dla młodszych dzieci zawsze potrzebny jest rodzic i to z głową pełną świeżych pomysłów, a przecież rodzic też czasem ma ochotę odpocząć.
Kartki sucho-ścieralne, znikopisy.
U nas kartki sprawdzały się długo, bo dużą frajdę oprócz samego pisania, rysowania czy gier sprawiało ścieranie – czary, mary i nie ma :) . Plusem jest możliwość wielokrotnego użytku, łatwość utrzymania w czystości oraz to, że dziecko może zająć się samo i to w przestrzeni publicznej. Minus – ponieważ każda kartka jest oddzielnie to łatwo może spaść na ziemię i się zgubić lub zniszczyć. Przy maluchu trzeba też uważać, żeby nie brał mazaka do buzi, poza tym dość szybko się nudzi. No i zabawka staje się nieprzydatna kiedy zgubi się lub zepsuje mazak, a o nowy nie zawsze jest łatwo.
Resoraki, samochodziki
U nas nieśmiertelne. Bartek nigdy nie miał ulubionego pluszaka, a resoraki owszem. Wszelkie pojazdy do dzisiaj wystarczają mu na długo. Jak już samo jeżdżenie przestaje wystarczać to do akcji wkracza rodzic i włącza się do zabawy odgrywając scenki (akcje ratownicze ze Strażaka Sama mamy przećwiczone na 5 ;) ). Samochodzik jest mały, daje nieograniczone możliwości zabawy, również w przestrzeni publicznej. Bez problemu można go kupić w każdym kraju w przypadku zgubienia poprzedniego. A o to niestety nie trudno, bo jest niewielki, więc łatwo go zostawić w samolocie czy restauracji.
Śpiewanie / ew. słuchanie muzyki
Nasi obaj chłopcy na szczęście bardzo lubią muzykę więc ta opcja sprawdza się zawsze. W dodatku sprawia mi ogromną radość ;-) . Śpiewamy piosenki zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych (oczywiście większość po hiszpańsku! :) ). Ta rozrywka nigdy się nie nudzi i nie wymaga „nakładów”– do śpiewania potrzebny tylko dobry humor. Niestety najczęściej nie da się jej stosować w zamkniętych przestrzeniach jak samolot czy restauracja, chociaż od tej reguły zdarzają się nam miłe wyjątki :).
Zabawa słowna
Wersji jest całe mnóstwo. Nasza ulubiona to kiedy jedna osoba mówi dowolny wyraz i kolejna musi wymyślić nowy zaczynający się na ostatnią literę poprzedniego np. samoloT – TęsknotA – Ameryka ;-) itd. – u nas Bartek lubi, ale szybko się nudzi.
Książki
Obaj lubią i my lubimy to, że oni lubią ;) . Książki mniejsze lub większe zabieramy w każdą podróż. Plusy: przy starszym dziecku nie zawsze wymaga zaangażowania rodzica; wycisza dziecko. Minusy: ciężka w transporcie, jak dziecko jest rozentuzjazmowane to ciężko przyciągnąć jego uwagę książką, łatwo się niszczy.
Zabawa w dwadzieścia pytań.
Stara jak świat i pewnie wszyscy ją znacie. Jedna osoba wymyśla w głowie jakąś rzecz, a druga ma dwadzieścia pytań, żeby odgadnąć co to. Pytania mogą mieć tylko taką formę, na którą osoba wymyślająca zagadkę może odpowiedzieć „tak” lub „nie”. Ja tą grę darzę szczególnym sentymentem, bo sama w nią grałam kiedy jeździłam dużo jako dziecko.
II. Zabawy w otwartej przestrzeni – w trakcie zwiedzania
Oczywiście można wykorzystać część zabaw z powyższej listy, ale jeśli chodzi o całodzienne zwiedzanie to już trzeba szykować większy plan.
Uwzględniamy potrzeby dziecka
Czyli w trakcie naszej trasy wstępujemy na plac zabaw, przysiadamy przy fontannie, idziemy do parku i pozwalamy biegać za gołębiami, ewentualnie razem z dzieckiem bawimy się w berka ;) . Przy dłuższej podróży bywa super, bo to takie prawdziwe bycie razem i podróżowanie razem. Przy krótkim wyjeździe dla mnie bywa frustrujące, bo tu mamy kilka godzin np. na Sewillę, piękne zabytki, ciekawe miejsca, a my siedzimy godzinę na placu zabaw takim jakich są w Europie dziesiątki tysięcy. Cóż…. uczę się pokory i cierpliwości ;-) .
Bańki mydlane
W wielu miejscach na świeżym powietrzu to rozwiązanie wręcz idealne. Chyba nie ma na świecie dziecka, które nie lubiłoby baniek. Można je puszczać idąc do celu. Pozytywnym efektem ubocznym jest to, że czasem ściąga inne dzieci i łatwo wtedy nawiązać znajomości z miejscowymi a nasza pociecha ma towarzystwo. Jest małe, lekkie i poręczne a sprawia ogromną frajdę. Niestety nie zawsze i nie wszędzie wypada i da się używać.
W plan zwiedzania zgrabnie wplatamy mini atrakcje dla dzieci
U nas sprawdziło się ostatnio, jako że Bartek stał się fanem lodów. Spacerując więc po miasteczkach dla niego po godzinie śmiertelnie nudnych, zawsze mówiliśmy, że teraz idziemy szukać fajnej lodziarni i on tak się cieszył, że nie zauważał, że spacerujemy już kolejne pół godziny, a po drodze minęliśmy 10 miejsc z lodami ;-) . Niestety ta metoda czasem nie działa, bo dziecko zbytnio się niecierpliwi, albo wypatrzy wielki szyld z czekoladową gałką już w pierwszej uliczce i misterny plan bierze w łeb ;-) .
Czysty deal Rodzic – Dziecko
Czasem, kiedy na czymś bardzo nam zależy, jesteśmy w miejscu, w którym chcę się skupić czy posłuchać przewodnika, albo przeczytać objaśnienia, a z kolei Bartek jak to dziecko nudzi się śmiertelnie umawiamy się z nim wprost: „Teraz czas na nasze atrakcje, potem na Twoje”. Czasem działa super, czasem wcale, bo co kilka minut pyta mnie „Maaaamooo, a długo jeszcze?!” Dodatkową zaletą oprócz możliwości zwiedzenia obiektu jest to, że taka umowa uczy dziecka cierpliwości i poczucia, że nie jest ono jedyne na świecie i że potrzeby drugiego człowieka też są ważne. Niestety nie zawsze to działa, bo czasem Bartek jest tak zły i zmęczony, że się nie da i już.
III. Znalezione w sieci
Lista zabaw z dziećmi, które znalazłam na różnych stronach, a które mi się spodobały, i które chętnie wykorzystam przy najbliższych podróżach.
Detektywi
W domu przygotowujemy dla dziecka listę rzeczy (może być w formie obrazków), które ma ono w trakcie podróży wypatrzeć. W wersji dla jednego dziecka może to być mini nagroda za skreślenie wszystkich pozycji z listy, przy dwójce dzieci może to być rywalizacja o to kto pierwszy odnalazł za oknem wszystkie elementy.
Mapa podróży
Stworzenie w domu wspólnie z dzieckiem mapy podróży, która pozwoli dziecku „pilotować” w czasie drogi (między miejscowością A a B jest x kilometrów; za XYZ trzeba skręcić w prawo itp).
Ja mając na uwadze np. długą podróż z dzieckiem samochodem przez różne kraje zrobiłabym pewne rozszerzenie np. w postaci informacji edukacyjnych typu: jesteśmy teraz w kraju X, który ma taką flagę, takie i takie są podstawowe słówka w ich języku, takie imiona dzieci możesz spotkać. Może jakieś ciekawostki o kulturze czy geografii dostosowane do wieku dziecka. Znając naszego Bartka to mu się spodoba.
Zabawa w lustro – jedna osoba dla drugiej jest lustrem, tzn, musi naśladować dokładnie jej gesty i mimikę, a potem zmiana. Brzmi fajnie i daje mi nadzieję, że na następnym wyjeździe Antek będzie już na tyle duży i chętny do zabawy, że to zadziała.
Cisza
Jedna osoba bezszelestnie porusza ustami wypowiadając jakieś słowo, a druga z ruchu warg ma odczytać co to jest.
Magiczne pudełko
Dziecko w trakcie jazdy losuje z pudełka przygotowane wcześniej i zapisane na karteczkach polecenia i wykonuje je. Gra fajna też dla kilku osób. Polecenia typu: zaśpiewaj, policz do 10 etc.
Niespodzianki
Przygotowanie dla dziecka w domu małych paczuszek, w których są różne smakołyki czy drobne zabaweczki, które dziecko otrzymuje co jakiś czas.
Audiobooki
Fajna sprawa, bo wycisza dziecko i daje szansę na odpoczynek wszystkim podróżującym. W domu używamy, ale przyznam, że nigdy nie zabraliśmy w podróż samochodem. Czas to zmienić!
I co? Znaliście wszystkie te sposoby czy jest dla Was coś nowego? Co z nowych rzeczy spodobało się Wam najbardziej? Piszcie i pamiętajcie – z dużą nadzieją wyczekuję Waszych podpowiedzi, zwłaszcza dla 2 latka!
2 komentarze
Hej!
Do gr. I (np. restauracja) zabrakło mi – jeżeli nie przeoczyłem – najprostszego rozwiązania: kartki A4 i małego (np. podstawowe kolory) kompletu kredek (ołówkowe, świecowe, inne). Kartki mogą być czyste albo z wydrukowanymi bohaterami (bądź obrazkami) z ulubionych bajek. Jeszcze lepszy pomysł – kartki z wydrukowanymi atrakcjami zwiedzanego miejsca, też do pokolorowania (dać dziecku to co już obejrzało – będzie miało frajdę, że maluje coś co już zobaczyło). Szkice czarno-białe np. jakichś zamków / innych elementów przestrzeni można łatwo znaleźć w internecie. Ewentualnie jakiś obrazek / zdjęcie można jednym kliknięciem przerobić w programie graficznym na szkic czarno-biały. W takiej technice można też przygotować wykonane na innych wycieczkach / przy innych okazjach wspólne zdjęcia.
Zabrakło mi również innego najprostszego rozwiązania – kreda do malowania na chodniku. Sprawdza się w ogródkach kawiarni / restauracji. Jeżeli rysunki nie są duże, to obsługa raczej nie zwróci nam uwagi.
Ze starszym dzieckiem podczas jazdy samochodem / pociągiem / lot samolotem można odgadywać co przedstawiają chmury. Tu fantazja dziecka ma wielkie pole do popisu. Pamiętam takie zabawy w moich podróżach. Wszyscy członkowie rodziny przedstawiają co widzą i toczy się dyskusja / wzajemne przekonywanie itd. O jednej chmurze można naprawdę długo roprawiać :)
Hej Witek,
Dzięki za komentarz. W kształty chmur też się faktycznie bawimy, ale widać za rzadko, skoro o nich nie wspomniałam ;-).
A co do rysowania we wszelakich formach to nie napisałam o nim z prostego powodu – u nas nie działa! Bartek nie lubi rysować :(, a Antek jeszcze nie wiadomo ;-). No, ale kredą po chodniku kto wie – może mu się spodoba. Kradnę! :)