No to myślę, że teraz jest dobry czas na napisanie paru słów o prowadzeniu samochodu w Meksyku. A dlaczego teraz? No bo jak wracaliśmy z kanionu Sumidero to popsuł nam się samochód. Ale za nim o tym, najpierw parę ogólnych spostrzeżeń.
Gdyby nam ktoś, będąc jeszcze w Polsce, powiedział, że w Meksyku mamy wypożyczyć samochód, to chyba puknęłabym mu się w głowę. Gdzie?! W Meksyku?! Przecież to bardzo niebezpieczny kraj! No, ale jak to w życiu bywa, człowiek zmienia zdanie. Zaczęło się od tego, że ciocia wypożyczyła samochód na czas naszego spotkania. I okazało się, że nie jest tak źle. Ba, jest nawet bardzo dobrze. I w dodatku baaardzo wygodnie. I w ten oto sposób, na drugi odcinek naszej meksykańskiej przygody zdecydowaliśmy się zrobić to samo.
W Meksyku przejechaliśmy łącznie ponad 3500km, z czego muszę przyznać zdecydowaną większość zrobił mój dzielny ( i jakże szczęśliwy z tego powodu) mąż :).
Poza przygodą z samochodem nie przydarzyło nam się nic złego, ani nawet nie mieliśmy sytuacji, w której czulibyśmy się zagrożeni. Oczywiście to, że nam się nic nie stało, nie oznacza jeszcze, że jest super bezpiecznie, ale na pewno zmieniłam zdanie co do poziomu bezpieczeństwa w Meksyku. No i jeszcze jedna ważna kwestia – my poruszaliśmy się po Jukatanie oraz stanach Campeche i Chiapas, a nie po północnej czy centralnej części kraju. Jak jest tam – nie wiem, chociaż czytałam na blogach innych podróżników, że wszystko było dobrze.
Natomiast, co uważam za dość ryzykowne, kilkukrotnie jeździliśmy w nocy. Przy czym pisząc w nocy mam na myśli godzinę 19 i później. Tutaj jest tak, że o 18:30 zaczyna się ściemniać, a o 19:00 jest noc. Głucha i ciemna.
To co natomiast podnosiło nasze poczucie bezpieczeństwa, to liczne punkty kontrolne policji i wojska. Owszem, jak nas pierwszy raz zatrzymała policja z długą bronią, czy zobaczyliśmy patrol wojskowy to nie powiem, sympatycznie nam nie było, ale potem doszliśmy do wniosku, że w sumie dla nas to dobrze. Kilkukrotnie byliśmy kontrolowani i poza sytuacją kiedy panowie chcieli parę groszy na referesco (o czym wspominałam już kiedyś), zawsze policjanci byli nastawieni do nas bardzo życzliwie. Raz nawet, kiedy zapytaliśmy ich o drogę i okazało się, że musimy zawrócić, wstrzymali ruch z dwóch stron, żeby umożliwić nam ten manewr :).
Inna sprawa, że z drogami bywa różnie. Generalnie jest lepiej niż się spodziewaliśmy, to znaczy są odcinki z piękną, równą nawierzchnią, szerokim poboczem i oświetlone, ale są tez takie „niespodzianki” jak dziura w asfalcie, do której zmieściłoby się na przykład pół malucha, albo droga nagle się urywa po jednej stronie (to w górach) i co najgorsze nie są one niczym zabezpieczone i nie ma żadnych(!) znaków ostrzegawczych o takim niebezpieczeństwie. No i topes, czyli progi zwalniające, o których też pisaliśmy. We wszystkich kształtach i rozmiarach, często w całych grupach, czasem bez znaku ostrzegawczego, a co najgorsze są one bardzo często i zdarzają się również na drogach szybkiego ruchu.
Jeśli chodzi o kierowców, to jeżdżą w porządku, nie szaleją jakoś bardzo, a co nam się bardzo spodobało – w miasteczkach jest ruch na tak zwany suwak – jak dojeżdżasz do skrzyżowania gdzie ma ustalonego pierwszeństwa, raz jedzie kierowca z lewej a potem z prawej. Miło by było wziąć z nich przykład w tej kwestii ;).
Natomiast do końca naszego pobytu nie udało nam się znaleźć klucza wyjaśniającego mechanizm używania świateł przez Meksykanów. Raz wrzucają lewy kierunkowskaz, raz prawy, czasem awaryjne, czasem świecą długimi, a czasem… jeżdżą nocą bez świateł.
No a jeszcze z rzeczy miłych – to widoki. Zwłaszcza te w górach zapierają dech w piersiach!
A co do awarii samochodu – nie dość, że czekaliśmy prawie 4 dni zanim go nam naprawią, to jeszcze usłyszeliśmy, że nastąpiła ona z naszej winy, bo było za mało paliwa(?!). Szybko i baaardzo dobitnie wytłumaczyliśmy pani, żeby sobie z nas nie kpiła i o dziwo to wystarczyło, żeby odstąpili od szalonego zamiaru obciążenia nas kosztami naprawy. Nie zmienia to jednak faktu, że straciliśmy mnóstwo czasu i nerwów, a zwrotu kosztów i rekompensaty nie otrzymaliśmy do dzisiaj.
2 komentarze
Hej, właśnie w listopadzie wybieramy się z mężem do Meksyku i zastanawiamy się nad wynajęciem samochodu, ale mamy dokładnie te same obawy, o których wy piszecie. Chcielibyśmy objechać Jukatan i Chiapas właśnie, ale zastanawiamy się czy to bezpieczne? Zastanawiamy się jak wygląda w Meksyku ruch, bo po tym, co do tej pory widzieliśmy w Indiach i Afryce nie napawa nas to optymizmem. Czy w Meksyku ludzie jeżdżą zgodnie z zasadami i jedyną zasadą jest: trąbię i jadę? :) Będę wdzięczna za wskazówki i opinię :)
Pozdrawiamy serdecznie !
Asia, my uważamy, że bezpiecznie. Jeździliśmy właśnie na Jukatanie i w Chiapas i wszystko było dobrze. Jedyne co, to radzimy Wam nie jeździć po zmroku (niestety ściemnia się wcześnie). My tak kilka razy zrobiliśmy i też nic sie nie stalo, ale po co kusić los.
W tym rejonie kierowcy jeździli normalnie, czasami tylko dziwinie świateł używają, ale sama jazda była ok. Musicie uważać na progi zwalniające, ale o tym pisałam gdzieś na blogu, więc to już pewnie wiecie.
No i wypożyczalnia jest istotna. Radzimy nie oszczędzać, bo potem możecie mieć problemy jak my. No i ważne jest ubezpieczenie. Wykupienie pełnego ubezpieczenia LDW – odpowiednik naszego AC, gwarantuje, że niezależnie z czyjej winy jest wypadek, a także jak Wam ukradną samochód – ubezpieczyciel pokrywa wszystkie koszty. To bardzo podnosi cenę wynajmu, ale myślę, że warto.
Jakbyś miala jeszcze jakieś pytania to pisz śmiało.
Udanego wyjazdu :)