Sylwester w Polsce kojarzy mi się przede wszystkim z zimnem, z dużą ilością alkoholu , ładnymi kreacjami, ale też z pewną nerwowością „to co w tym roku robimy – idziemy na bal czy zostajemy w domu?”. No bo w Sylwestra trzeba się bawić! Zupełnie inne wrażenia mamy po Sylwestrze spędzonym tutaj, w Ekwadorze. Od razu chcę zaznaczyć, że opisujemy jedynie nasze wrażenia, po imprezie spędzonej w Banos, więc nie wiem jak jest gdzie indziej, ale wydaje mi się, że tutaj jest dużo luzu, że ludzie się tak nie przejmują „gdzie pójść i jak się ubrać”. Po drugie widzieliśmy dosłownie jednego pijanego człowieka w ciągu kilku godzin imprezy. Nie wiem jak to jest, bo słyszeliśmy, i to z różnych źródeł, że pijaństwo jest problemem w Ekwadorze (stąd też przecież zakaz sprzedaży alkoholu w niedziele), ale my naprawdę nie zaobserwowaliśmy tego problemu na ulicy.
No i też inna jest forma zabawy. U nas najczęściej siedzi się w domu, czasem ze znajomymi, ewentualnie idzie się na bal. Tutaj wszyscy wylegli na ulice. Sam wieczór sylwestrowy nie miał oficjalnego początku ani punktu centralnego. Ludzie po prostu wychodzą z domów i spacerują ulicami. Były grupy przyjaciół, pary, ale też całe rodziny trzypokoleniowe z dziećmi w każdym wieku – od niemowlaka po kilku- czy kilkunastolatków. Większość osób miała jakieś przebrania. Czasem całe profesjonalne kostiumy różnych postaci, a czasem tylko jakiś zabawny element stroju jak peruka czy okulary. Najbarwniej oczywiście były przebrane dzieci i były one pełnoprawnymi uczestnikami imprezy. U nas raczej dzieci są problemem dla rodziców i każdy kombinuje komu je dać pod opiekę, żeby móc się bawić, tutaj wprost przeciwnie. Acha, no i na każdym rogu ulicy i chyba w co drugim sklepie wystawione były wielkie głośniki i leciała z nich skoczna muzyka. Śmialiśmy się, że chyba istnieje niepisana forma rywalizacji „kto głośniej zagra”, bo długo jeszcze po spacerze dudniło nam w głowach.
W Ekwadorze jest też zwyczaj, że w Sylwestra dzieci i młodzież (choć dorosłych też widzieliśmy) zatrzymują samochody na ulicy i żądają jakiejś opłaty za przejazd. Na każdej ulicy i skrzyżowaniu widać od rana przebierańców, którzy rozciągają sznurek w poprzek drogi i czekają na myto. Wszystko jedno czy to samochody osobowe, ciężarówki czy rowerzyści (sami płaciliśmy :)) wszyscy muszą płacić. Trochę to podobne do Juwenaliów w Polsce, albo zwyczaju „bramy” na weselach. My mieliśmy okazję podziwiać prześmieszny pokaz taneczny, który wykonywali dwudziestokilkulatkowie przebrani za kobiety (to kolejny zwyczaj). Tańczyli oni i wygłupiali się przed maskami kolejnych zatrzymywanych samochodów i co ciekawe, tylko nieliczni kierowcy okazywali zniecierpliwienie, mimo że to całe przedstawienie trwało kilka dobrych minut.
Innym zwyczajem jest przygotowywanie na Sylwestra kukieł, które symbolizują stary rok. Robi się je z papieru, szmat, kartonów, słomy, balonów czy czegokolwiek innego – wedle uznania i własnej pomysłowości. Już od rana można zobaczyć ludzi noszących kukły pod pachą, mocujących je do balustrad domów, czy wożących kukły na dachach i zderzakach samochodów. Kukły są małe i duże, jednokolorowe bądź barwne, ważny jest symbol. Następnie o północy się je podpala na znak pożegnania starego roku.
To co też było dla nas inne, to fakt, że praktycznie większość sklepów, ale też punktów usługowych była otwarta tej nocy do 21, 22, a nawet później. I to nie tylko restauracje czy lodziarnie, ale sklepy z gospodarstwem domowym ( na co komu plastikowa miska, albo szczotka do śmieci w noc sylwestrową, tego nie wiem ;)), biura agencji turystycznych czy sklep z gitarami!
A jeśli chodzi o nas to Bartek dał nam pospacerować do 23, a resztę wieczoru spędziliśmy na hotelowym balkonie tańcząc, sypiąc konfetti i podziwiając palone kukły. Nowy Rok przywitaliśmy piwem, bo szampan, czyli gazowany sok jabłkowy, był po prostu okropny w smaku ;). Zatem życzymy Wam wszystkim i sobie samym aby 2014 rok był zdecydowanie lepszy niż ten trunek! :)
PŁONĄCE KUKŁY, CZYLI SYLWESTER W EKWADORZE
previous post
2 komentarze
Wszystkiego najlepszego w nowym roku! Cudnych wrażeń w dalszej części podróży i bezpiecznego powrotu do domu! I kolejnych, jeszcze wspanialszych cudów na wszystkie następne lata! Ode mnie, Krząścików, Krząscikówny drugiej, i Julka.
Aga, wspaniale się czyta, z przygody w hotelu się uśmiałam! Czekam niecierpliwie na więcej postow, i aż się – wreszcie! zobaczymy! Buziaków mnóstwo dla Ciebie, Bartka i Adama ;* :* :*
Madziu, dziękujemy Wam bardzo za życzenia! Dla Was też noworoczne wszystkiego dobrego i moc uścisków z Ekwadoru dla Ciebie, Julka i wszystkich Krząścików :).
Miło, że nas czytasz :), buziaki