U was świąteczna bieganina a nam ostatnie dni minęły na zdecydowanie wolniejszych obrotach. Szwendaliśmy się bez celu po uliczkach Cuenci, bawiliśmy się z Bartkiem na placu zabaw, trochę zwiedzaliśmy.
Jednym z najprzyjemniejszych wydarzeń było wkręcenie się na imprezę, która odbywała się w sobotnie wczesne popołudnie na zamykanym właśnie targowisku. Nie udało nam się ustalić z jakiej okazji ona się odbywała. Aga pytała 3 różnych osób, ale za każdym razem otrzymywała inną odpowiedź – a że to z okazji religijnej (chrzest?), a że to dla sprzedawców bazaru, albo że z okazji Bożego Narodzenia. Niemniej nikt nie miał nic przeciwko naszej obecności, tak więc nieźle się wytańczyliśmy (a Bartek się wyhopsiał). Zespół skocznie przygrywał latynoskie rytmy (i jedną rosyjską melodię), a soliści wg Agi bardzo dobrze tańczyli, sprawnie poruszając biodrami (właściwie Aga mówiła o innej ich części ciała, ale przemilczę to ;) ). Po mniej więcej godzinie opuściliśmy to miłe miejsce.
A co do placu zabaw, to tak jak w Polsce jest to miejsce rozmów rodziców towarzyszącym bawiącym się dzieciom, to tak samo jest w Cuence. Dzięki Bartkowi jesteśmy zaczepiani i pytani o jego wiek i imię a potem rozmowa zaczyna się rozwijać. A skąd jesteśmy, ile podróżujemy itp. Jest to więc świetna okazja do praktykowania hiszpańskiego. Ok, bądźmy szczerzy – jest to okazja dla Agnieszki, bo to ona zdecydowanie lepiej posługuje się hiszpańskim. Przykładowo, ona pytając w hotelu o suszarkę do włosów powie „Disculpe senor, puede darme un secador, por favor? a ja powiem ” Disculpe senor, necesito secador” ;) Ale jakoś sobie radzimy :)
Wczoraj wzięliśmy krótką wycieczkę autobusem po Cuence, której główną atrakcją był wjazd na Mirador de Turi, jedno ze wzgórz otaczających miasto. Widok stamtąd na Cuencę oświetloną zachodzącym słońcem był przepiękny.