O cywilizacji Majów słyszałam będąc jeszcze dzieckiem. Gdy słyszałam „Majowie” zaczynałam marzyć… o odległych czasach, o odległych miejscach, o tajemnicach, skarbach i czymś czego nie da się nazwać… Wtedy, jako dziecko nie sądziłam, że kiedykolwiek będę mogła stąpać po tych samych kamieniach, po których chodzili Majowie, podziwiać hieroglify, które pozostawili po sobie, i że będę mogła patrzeć na to samo niebo i widzieć te same gwiazdy, które służyły im do obliczeń czasu.
Marzenia się spełniają…. :).
Majowie byli najbardziej rozwiniętą cywilizacją Starożytnej Ameryki. Kojarzeni są przede wszystkim z kalendarzem, który sami opracowali, a mało kto wie, że odkryli oni także matematyczne pojęcie zera. Wiemy, że posługiwali się pismem hieroglificznym i mieli rozwiniętą architekturę sakralną. Wciąż chyba jednak mamy więcej pytań niż odpowiedzi, a ich kultura nurtuje nie tylko naukowców, ale też podróżników i poszukiwaczy przygód.
Obszar, który zamieszkiwali Majowie to współczesny Meksyk – stany Jukatan, Campeche i Quintana Roo, a także Belize i część Gwatemali i Hondurasu.
Archeolodzy dzielą czas występowania Majów na trzy okresy – przedklasyczny od 2000r.p.n.e do 100r.n.e, klasyczny od 100 r.n.e. do 1000r.n.e. oraz postklasyczny 1000r.n.e do 1521r.
Chichén Itzá to pierwsze miasto Majów, które my odwiedziliśmy. Znajduje się ono na półwyspie Jukatan, a zostało założone około V w.n.e. Jest bodajże najlepiej zachowanym miastem a przez wielu uważane za najpiękniejsze o czym świadczy chociażby fakt wpisania go na listę jednego z Siedmiu Nowych Cudów Świata.
Spotkać tu można tłumy turystów i nie mniejszą liczbę sprzedawców pamiątek, ale nawet mimo tych mało sprzyjających zadumie warunków jest miejscem wyjątkowym.
Powierzchnia Chichén Itzá obejmuje 6km kwadratowych, a na jego obszarze znajduje się wiele zachowanych budynków. Największe wrażenie robi wysoki na 25 metrów El Castillo, czyli Świątynia Kukulcán – pierzastego boga – węża (odpowiednik azteckiego Quetzalcoatl’a). Świątynia ta została wzniesiona na piramidzie schodkowej złożonej z dziewięciu poziomów. Dodatkowo każda z czterech ścian podzielona jest schodami na dwie części, dając 18 tarasów, które jak się dowiedzieliśmy symbolizują osiemnaście dwudziestodniowych miesięcy. Każda z czterech ścian posiada 91 schodów, co w połączeniu z wejściem do świątyni znajdującym się na szczycie piramidy daje liczbę 365 – równą liczbie dni w roku. U podstawy znajdują się rzeźbione głowy boga- węża. Dwa razy w roku tj. z 20/21 marca i z 21/22 września promienie słońca padające na schody tworzą trójkątne cienie dając złudzenie, że wąż pełza w dół piramidy.
Na szczycie piramidy, w świątyni, schowane są rzeźbione postaci jaguara i Chac’a Mool’a – boga deszczu i wody. Niestety nie mogliśmy ich zobaczyć na własne oczy, bo od kilku lat wejście na piramidę jest zabronione. Podobna jednak figura Chac’a Mool’a znajduje się na szczycie pobliskiej Świątyni Wojowników, którą widać gdy stanie się w odpowiedniej odległości. Figura jest przedstawiona w półleżącej pozycji, z płaskim miejscem na brzuchu, gdzie składano ofiary.
Gdy stanie się w pobliżu piramidy i energicznie klaszcze, powraca do nas echo, w postaci dziwnego dźwięku, który imituje podobno Quetzal’a – ptaka świętego w religii Majów.
Innym ważnym miejscem jest boisko do gry w pelotę (Juego de Pelota). Gra ta polega na tym, żeby przerzucić piłkę przez kamienną obręcz znajdującą się wysoko na pochyłej ścianie. Zważywszy jednak na fakt, że piłka jest ciężka, bo wykonana z naturalnej gumy, a do gry używa się wyłącznie łokci, kolan i bioder wydaje mi się to zadaniem bardzo trudnym, a wręcz niewykonalnym! Po meczu jedna z drużyn była składana w ofierze bogom i co ciekawe uważa się, że to byli zwycięzcy, jako ci lepsi, jednak nie ma pewności czy tak faktycznie było.
Ciekawym obiektem, choć przyprawiającym mnie o gęsią skórę jest cenote. Cenote to rodzaj naturalnego zbiornika wodnego, utworzonego w skale wapiennej, który ma połączenie z podziemnymi wodami gruntowymi. Woda zazwyczaj jest krystalicznie czysta, a lustro wody znajduje się poniżej powierzchni ziemi.
Majowie wierzyli, że cenote to studnia, która prowadzi w zaświaty, dlatego też dokonywali tu rytualnego składania ofiar, szczególnie dzieci. I tak, w cenote w Chichén Itzá archeologowie znaleźli na dnie około 80-ciu ludzkich szkieletów oraz tysiące fragmentów kosztowności i figurek z drewna, kości i kamieni szlachetnych. Brrrr!
Zwiedzanie Chichén Itzá jest jak podróż w czasie. Nie sposób bowiem być w tym miejscu i nie cofać się wyobraźnią do okresu, kiedy miasto tętniło życiem a cywilizacja Majów była w rozkwicie…
Ps. Niestety nie tylko turyści i sprzedawcy pamiątek utrudniali nam zwiedzanie. Otóż nasz energiczny syn, najwyraźniej znudzony kulturą Majów co chwilę uciekał, rzucał kamieniami i sypał piaskiem. Nasze próby okiełznania go przyniosły odwrotny skutek – Bartek zerwał się i pomimo ogrodzenia wbiegł na podstawę świątyni. Mało brakowało i usunęli by nas z obiektu…
1 comment
Te miejsca robią niesamowite wrażenia !!! Szkoda, że po tylu latach „cywilizacji” znowu składane są ofiary z ludzi, np. Ukraina