Kochani, u większości z Was szaro, buro i ponuro. Wicher wieje, śnieg pada a do pracy iść trzeba i całą masę codziennych rzeczy zrobić również. I pewnie myślicie sobie o tych palmach co się kołyszą nad nami i myślicie, że u nas zawsze tak kolorowo – cukierkowo. Otóż nie… I w tym właśnie poście chciałabym Wam napisać o tym, że u nas też bywa ciężko. W życiu jak w podróży – raz jest lepiej a raz gorzej. Teraz mamy ten drugi okres niestety…
Po pierwsze po 8 łatwych (organizacyjnie) i przyjemnych ( bo wspólnie spędzonych) dniach z Markiem zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę – nie znamy rzeczywistości, nie wiemy do końca gdzie jest bezpiecznie a gdzie nie, nie zawsze umiemy się dogadać. Po prostu przyzwyczailiśmy się do dobrego i teraz ciężko wrócić do samodzielności. No i wszystko trzeba załatwiać samemu, co nie zawsze jest proste np. kupiliśmy w nocy bilet na jutro, a tu agent nam przysyła informację, że nie może potwierdzić jednego odcinka lotu. W związku z tym prosi o kontakt na numer brytyjski, tylko że… nie możemy się tam dodzwonić. Udało nam się połączyć z innym ich biurem i tam twierdzą, że wszystko ok jest z naszym biletem, ale w systemie nadal go nie widać. Jakoś połączeń słaba, więc dzielny Adam wytęża słuch, żeby móc się porozumieć, płacimy jak za zboże (połączenia kosztowały nas 320PLN!) a i tak nie wiemy czy wsiądziemy jutro na pokład czy nie.
Poza tym przez ostatnie problemy z lotem z Brazylii i nocne połączenia tak się rozregulowaliśmy, że ja chodzę spać o 20-21, bo dla mojego organizmu to już 23-24. Ale nie myślcie, że o 5 jestem na nogach, o nie! Spać mi się chce ciągle.
Poza tym Adam zgubił, bądź mu ukradli telefon więc mamy problem z dokonywaniem płatności w internecie, bo mieliśmy dodatkowe zabezpieczenia sms-owe. No i kontaktów szkoda (podajcie mu proszę swoje numery na maila) i zdjęć kilku, które zrobiliśmy tu, no i w ogóle jakoś tak smutno…
Poza tym Bartek jak to Bartek nie zawsze jest łatwy „w obsłudze”. Są dni kiedy jest cudowny, ciekawy świata i w miarę posłuszny, ale nadmiar energii go nigdy nie opuszcza (ciekawe po kim on to ma ?! ;)). Oznacza to np. jedzenie obiadu na raty – ja jem a Adam biega za Bartkiem po schodach a potem odwrotnie. Albo stoimy na lotnisku przy okienku do odprawy a Bartek właśnie zobaczył taką fajną taśmę bagażową i NATYCHMIAST musi ją obejrzeć z bliska. I na nic się zdają tłumaczenia, że nie wolno, że musimy i że pan zrobi „nu nu”. Wrzask się niesie w przestworzach…
No i jedzenie – czasem smaczne, czasem mniej, ale za dobry polski chleb to chyba bym się dała pokroić ;).
Tak więc nie myślcie proszę, że my zawsze na wozie, bo czasem niestety pod. Czasem budzimy się (jak dzisiaj) w pokoju bez okna i myślimy sobie, że chcielibyśmy być we własnym domu, we własnym czystym łóżku, wykąpać się w czystej łazience, zjeść to co lubimy najbardziej, zostawić Bartka u dziadków i pójść do kina, porozmawiać z rodziną i przyjaciółmi i wiedzieć, że następnego dnia nie musimy nic robić, ale tak się nie da.
No, ale żeby nie było, że u nas źle. Po prostu chcemy, żebyście wiedzieli, że podróż to też trudności.
Staramy się za to myśleć, że takie ciężkie dni i niewygody są potrzebne, żeby jeszcze pełniej doceniać te słoneczne.
Jutro lecimy (oby!) na Galapagos, żeby poobcować z przyrodą. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko szło dobrze, a my przesyłamy Wam trochę słońca, żebyście mogli się promiennie uśmiechnąć :), pa
Ps. Ten post jest w kategorii „Ekwador”, bo od trzech dni jesteśmy w Guayaquil. Za dużo tu nie zwiedziliśmy, bo głównie dochodzimy do siebie i się organizujemy. Z ciekawostek, w niedzielę nie da się kupić w sklepie alkoholu, bo w ten sposób państwo chce ograniczyć problem z jego spożyciem i przestępczością. No i to co jest dla nas dziwne to naklejki na sklepach z elektroniką czy lotnisku z przekreśloną bronią. ??? U nas to się nakleja, że nie wolno wchodzić z lodami czy psem a tutaj?… Jak do tego dołożyć złą sławę miasta i druty kolczaste i kraty to nie mamy ochoty na dalsze eskapady. Nie wiem czy to zdrowy rozsądek czy zwykłe uprzedzenie, ale nie chcemy tego sprawdzać empirycznie.
5 komentarzy
„But don’t panic! No one will do anything else than staring at you and saying sexual things”!!?? Niezła obietnica ;) Ach Ci południowoamerykańscy Macho! Trzymajcie się tam dzielnie! Aga, zakładaj długie spodnie i wszystko będzie w porządku… A już niedlugo Galapagos – bajka! Pozdrowienia i uściski! PS. Świetne zdjęcie dziewczynek zaczepiających iguany :) PS2. To już rozumiem skąd ten telefon do mnie…
he he, nie było tak źle bez tych długich spodni ;). A co do telefonu to dobrze zgadujesz, dzwoniliśmy po pomoc, ale szczegóły to już w mailu, którego Ci niedługo odpiszę. Buziaki!
Ps. Z tymi iguanami to prześmiesznie, tam dzieci je zaczepiają tak jak u nas koty ;)
Kochani, piekne zdjecia z wodospadow I.
Zadna tak dluga podroz nie przebiega po tzw. rozach ale wspomnienia wynagrodza trudnosci.
widze ze chusteczka zobaczy wiecej niz ja ,trzeba to naprawic w najblizszej przyszlosci.
Przyjezdzajcie na Boze Narodzenie tu takze sa palmy.
c. Ela
Ciociu, cieszę się, że Ci się zdjęcia podobają, choć one przecież i tak nie oddają rzeczywistych widoków! Chustka mi wiernie towarzyszy i świetnie się sprawdza!
A co do Bożego Narodzenia to myśleliśmy o tym, ale nie bardzo mamy jak organizacyjnie to zrobić, bo tak naprawdę dopiero zaczniemy zwiedzać Ekwador więc musielibyśmy tu wrócić. Ale dzięki za zaproszenie :). Ściskamy Cię mocno z Galapagos!
Cześć Kochani, dziękujemy za miłe słowa i pozdrawiamy serdecznie z rajskich Galapagos. Ściskamy mocno całą Waszą rodzinę :)