Rok 2017 był dla nas ważny, trudny i pełen wyzwań.
Najważniejszym naszym tegorocznym dzieckiem są Dwie Półkule. Póki co wciąż raczkuje, ale wierzymy, że jak większość dzieci przy stworzeniu odpowiednich warunków do rozwoju i nasz potomek zacznie w końcu biegać w maratonach ;-).
Cieszymy się też bardzo z trzech fajnych ubiegłorocznych, rodzinnych wyjazdów – kilku dni spędzonych w nadbiebrzańskiej przyrodzie, długo oczekiwanego wypadu do duńskiego Legolandu, ale przede wszystkim 3 tygodni szwendania się po Gwatemali (wkrótce na blogu).
Końcówka roku nie była dla nas jednak łatwa, więc żeby sobie dodać skrzydeł na nadchodzący czas i pomyśleć o czymś przyjemnym, publikujemy dzisiaj naszą krótką listę marzeń podróżniczych. Oczywiście to tylko niewielka próbka, ale jaka ciekawa. Już samo myślenie, że kiedyś uda nam się dotrzeć do tych miejsc napawa nas optymizmem! Przy okazji widać jak jesteśmy różni (w końcu biało – czarni ;-)).
BIAŁY (Adam)
Czarnobyl i Prypeć czyli strefa wokół elektrowni atomowej w Czarnobylu na Ukrainie. Obszary poindustrialne zawsze budziły moje zainteresowanie, ale dopiero gry z serii S.T.A.L.K.E.R. (a potem jeszcze lektura M. Gołkowskiego) obudziły we mnie prawdziwą chęć pojechania do Czarnobyla. Jest dla mnie czymś niesamowitym zobaczenie opuszczonego przez ludzi miasta z namacalnymi jeszcze śladami radzieckiego totalitaryzmu.
Japonia – fascynacja tym krajem zrodziła się już w czasach kiedy jako dziecko czytałem pożyczoną od taty historię walk na Pacyfiku w trakcie II wojny światowej. Kraj, który jest coraz częściej odwiedzany, ale wciąż jest dla mnie synonimem egzotyki i końca świata, o którym wciąż niewiele wiemy. Kraj, który jest fascynującą mieszanką nowoczesnych technologii i konserwatywnych obyczajów.
Panama i Kostaryka w jednej podróży – bardzo lubię jak mamy „szczęki” na bilecie lotniczym czyli przylot do jednego miasta a wylot z innego. W tej podróży kusi mnie połączenie techniki (kanał panamski) i przyrody (Kostaryka). No i oczywiście podróż lądem z Panamy do Kostaryki :)
Gwadelupa, Martynika, Reunion – co je łączy? Wszystkie są departamentami zamorskimi Francji oraz to, że nie ponosimy w nich kosztów roamingu ;) Podróżując palcem po globusie wymyśliłem sobie podróż po terytoriach zależnych dawnych potęg kolonialnych. Te wszystkie wysepki, gdzie obok nazwy przeczytamy w nawiasie „fr.” lub „br”, położone zazwyczaj bardzo daleko od dawnej metropolii, a zarazem wciąż w Unii Europejskiej (przynajmniej w przypadku ww.)
Spitsbergen – czytałem ostatnio relację LosWiaheros z poradzieckiego (a obecnie rosyjskiego) miasteczka Piramiden położonego na Spitsbergenie (tak, tak) i to wystarczyło. Chcę tam pojechać! Czyli jak widzicie lubię klimat opuszczonych miast (patrz pkt. 1) :)
CZARNA (Aga)
Kostaryka i wolontariat przy ochronie żółwi. Najpierw trzeba chronić wielkie żółwice, żeby nikt im nie przeszkadzał przy składaniu jaj, a po jakimś czasie tysiące świeżo wyklutych stworzonek, które pełzną do morza. To moje marzenie od dawna – ochrona dzikich stworzeń. Jestem pewna, że pewne dnia to zrobię.
Antarktyda – nigdy bym siebie o to nie posądzała, a jednak! Jestem fanką ciepła, ale od jakiegoś czasu Antarktyda jest na mojej liście marzeń. Za nietkniętą ludzką ręką przyrodę, za kontakt ze zwierzętami, za niedostępność…
Północna Argentyna – po bezkresnej Patagonii już się szwendaliśmy to teraz czas na argentyńską północ. Kurz na drodze, pusto, dziko, przedziwne formacje skalne i kolorowe Andy. Poczucie wolności i przestrzeni. Marzę od dawna!
Islandia – bo kocham przyrodę jak nic innego, a Islandia jest idealnym miejscem, żeby odkryć potęgę natury – wulkany, gejzery, wodospady, ocean, zielone pola, bezkres aż po horyzont, a do tego wieloryby, maskonury. Żyć nie umierać!
Boliwijski płaskowyż Altiplano, a konkretnie Park Eduardo Navaroa i największe na świecie solnisko – Salar de Uyuni – Wiem, wiem, nudna już jestem z tą przyrodą i potęgą natury ;-). No, ale nic na to nie poradzę. Ba! Nawet nie chcę poradzić. Piękno ziemi to coś, co oprócz kontaktu z innymi ludźmi nakręca mnie do podróżowania.
Popularne Machu Picchu (Peru), które było moim pierwszym podróżniczym latynoamerykańskim marzeniem i do dzisiaj nie zostało zrealizowane! Aż dziw bierze. Dawna kultura Inków, tajemnicze korytarze w skalnym miasteczku i bujna wyobraźnia, która pomaga wyobrazić sobie jak to miejsce wyglądało przed wiekami… A jeśli do tego uda się dorzucić kilkudniowy trekking, to będę w siódmym niebie.
Chengdu (Chiny) i Instytut Hodowli Pandy Wielkiej. Przy czym moim marzeniem nie jest jechać i cyknąć słitfocię z pandą na kolanach, tylko zostać tam dłużej i móc popracować w ośrodku, opiekować się pandami i pomóc ocalić ten zagrożony gatunek.
Azory (Portugalia) – kierunek magiczny, zielony, górzysty, z wygasłymi wulkanami i wieczną wiosną.
Norwegia – a dokładniej północ. Krótko, zwięźle i na temat – zorza polarna. Upoluję ją kiedyś jak nic!
Mamy nadzieję, że i Was coś zainspiruje i uwierzycie, że realizacji marzeń nie trzeba odkładać na wieczne nigdy. A Wy, gdzie chcielibyście pojechać? A może w którymś z wymienionych miejsc byliście i chcecie się z nami podzielić swoimi wrażeniami?
Ps. Dzisiejszy wpis był dla nas formą zabawy – każde z nas w tajemnicy przed drugim przygotowało powyższe listy. Jak zawsze na koniec mamy sporo śmiechu nad tym jak jesteśmy różni, ale uwaga – na trzynaście wymienionych miejsc mamy jedno wspólne, do którego chcemy pojechać – Kostaryka! ;-)
Zdjęcie mapy Pyramiden pochodzi z Wikimedia (licencja CC0), pozostałe zdjęcia pochodzą z Pixabay (licencja CC0).