Antonio – na oko czterdziestoparolatek. Szczupły, wysportowany, uśmiechnięty i wyluzowany, choć czuć, że spraw ważnych nie odpuszcza. Gdy tylko wysiadamy z samochodu Antonio jest już przy nas. Na powitanie daje mi dwa buziaki w policzek a potem serdecznie zaczepia naszego Antośka. Dobre wibracje można poczuć już od pierwszej chwili. „Tu jest Wasz pokój” mówi podając klucze, „a tu obok mieszkamy my. Czujcie się jak u siebie i jeśli czegokolwiek będziecie potrzebować to dajcie nam znać”.
Ich gospodarstwo to inny świat. Niski domek, w którym spędzimy najbliższe noce jest skromny, ale urządzony ze smakiem, mający własny charakter. Przed domkami znajduje się strefa relaksu z wygodnymi wiklinowymi kanapami a tuż obok niewielki basen. Dookoła pełno zieleni i drzewek cytrynowych, z których rano zrywamy jedną i dodajemy kawałek do herbaty. Cisza i spokój. Jednak to nie budynki, a gospodarze sprawiają, że miejsce jest takie wyjątkowe, inne niż wszystkie.
W piątkowy wieczór gdy siadamy do wspólnego piwa Antonio snuje swoją historię i chętnie odpowiada na nasze dociekliwe pytania. Z pochodzenia jest Hiszpanem, ale jako dziecko mieszkał z rodzicami w Szwajcarii. W wieku 19 lat wyjechał w świat, żeby znaleźć swoje miejsce na ziemi. Mieszkał w wielu różnych miejscach jak choćby w Londynie, Paryżu, Australii, Maroko czy na Karaibach. I choć zjeździł pół świata i odwiedził prawie wszystkie kontynenty, to po tych kilkunastu latach poszukiwań doszedł do wniosku, że jego miejsce jest w jego ojczystym kraju, w Andaluzji. Kupił więc ładny dom nad morzem i choć wiódł fajne życie wciąż nie czuł się na właściwym miejscu, wciąż czuł, że to jeszcze nie to. I wtedy wrócił pamięcią do dzieciństwa, gdy jako dziecko marzył, żeby mieszkać w domku drewnianym. Znalazł więc w pobliżu działkę, która idealnie pasowała do jego marzeń. A gdy okazało się, że jest na nią chętny kupiec, który wpłacił już zaliczkę, Antonio się nie poddawał. Wytrwale, dzień w dzień przez kilka miesięcy jeździł do właścicieli i pytał, czy kupiec się nie wycofał. I gdy tracił już resztki nadziei, szczęście uśmiechnęło się do niego – działka była wolna!
Sprzedał więc wszystko co miał i kupił wymarzoną ziemię, na której wspólnie z tatą własnoręcznie postawił dom, a potem domek dla turystów. Przez pierwsze cztery miesiące miał tylko tę działkę i samochód, dlatego mieszkał w swoim vanie, a mył się polewając wodą z butelki. A potem krok po kroku, cegiełka po cegiełce budował swoje wymarzone gospodarstwo agroturystyczne. „Czułem, że to ten moment, że muszę zaryzykować. Strach jest najgorszym doradcą, a ja wiedziałem, że Wszechświat mi sprzyja. Wszystkim sprzyja. Tobie też. Jeśli życie mamy tylko jedno, to jest ono zbyt krótkie, żeby żyć tak jak oczekują tego od nas inni. Nigdy nie czułem się tak wolny jak teraz. Tak prawdziwie wolny i szczęśliwy. Już nie muszę dłużej się szarpać, dłużej szukać. Mam tu wszystko czego potrzebuję.” Gdy słucham jak Antonio opowiada swoją historię i widzę jak prawdziwy w tym jest, czuję jak łzy napływają mi do oczu. Czy to ten stan wolności i bycia w zgodzie z własnym sobą nie jest tym, o czym każdy z nas marzy?
***
Wesoła blondynka, o filuternym uśmiechu i błyszczących oczach uśmiecha się kiedy Antoś, zaraz po tym jak zajmuję miejsce w samolocie, szarpie mnie za sukienkę bo chce dostać pierś. „Antoś, poczekaj chwilkę, niech chociaż dobrze usiądę” napominam naszego niemowlaka, na co moja sąsiadka wybucha śmiechem i kwituje stwierdzeniem, że chłopak wie co dobre i umie zadbać o siebie. Tak zaczyna się wymiana zdań, która przeradza się następnie w długą rozmowę o życiu.
Kasia jest koło pięćdziesiątki, ale widać, że jest pełna energii i młoda duchem. Czuć od niej radość i ogromną siłę. Jest Polką, a w Hiszpanii mieszka zaledwie od roku, jednak już mówi, że wreszcie znalazła swoje miejsce na ziemi. Wcześniej prawie 20 lat spędziła w Paryżu i mimo, że miała tam dobrą pracę, dom, rodzinę i znała język to zawsze czuła się gościem. I to nie zawsze chcianym. W Hiszpanii jest inaczej. „Tu się żyje inaczej.” mówi. „Wszystko mnie teraz cieszy. Słońce, góry, drzewka cytrynowe i mój sąsiad Paco, który codziennie przynosi mi siatkę warzyw z własnej grządki. Tutaj człowiek jest najważniejszy a życie tak płynie, że mimo obowiązków zawsze znajdzie się czas na pogawędkę z sąsiadką, obiad w restauracji czy kawę z przyjacielem. Nie ma takiego narzekania. Ludzie wciąż żartują, śmieją się i cieszą chwilą. Życie ma być przyjemne i dawać radość. Nigdy, przez całe moje życie nie byłam tak spokojna i nie czułam się na właściwym miejscu.”
A nie zawsze było jej łatwo. Gdy nagle tragicznie zginął jej mąż, została sama z nastoletnimi córkami i ogromnym bólem, w kraju, w którym nigdy nie czuła się do końca dobrze. Długo się szarpała i walczyła o siebie, aż wreszcie skorzystała z zaproszenia znajomego i odwiedziła go w Andaluzji. „Tu kiedyś zamieszkam” pomyślała i kilka lat później postanowiła zrealizować swoje marzenie. Pewnego dnia, po tym jak udało jej się sprzedać dom w Paryżu i załatwić wszystkie ważne sprawy, przyleciała na Costa del Sol szukać wymarzonego miejsca. I wtedy, nie bacząc na trudności, trochę na wariackich papierach kupiła dom, w którym obecnie mieszka a który sprawia, że czuje się bezpiecznie i dobrze. „ Chyba faktycznie widać, że mi tu dobrze, bo w moje ślady poszło sporo moich znajomych i kupili domy w okolicy. Nic dziwnego, tu naprawdę jest kawałek raju.”