Ogrody zoologiczne wywołują we mnie mieszane uczucia. Ponieważ od zawsze lubiłam zwierzęta, patrzenie jak siedzą one zamknięte w klatkach i nie mogą korzystać z naturalnej dla nich wolności, swobody i przestrzeni napawało mnie smutkiem i niechęcią do odwiedzania ZOO. I aż do niedawna nie odwiedzałam ich wcale. Jednak gdy pojawiła się na świecie moja bratanica Zuzia, wielka miłośniczka zwierząt, a kilka lat później nasz pierwszy syn Bartek, zaczęłam doceniać pozytywne funkcje ogrodów zoologicznych, jak edukacyjna czy ochrona gatunków zagrożonych wyginięciem. Przełamałam wtedy swoją niechęć i po wielu latach przerwy odwiedziłam ciekawe i pięknie położone zoo w moim rodzinnym Płocku a potem inne ogrody w kraju i za granicą .
Ponadto, mimo, że zdecydowanie większą frajdę sprawia mi oglądanie i pokazywanie moim dzieciom zwierząt w naturalnym dla nich środowisku, czasem, powiedzmy sobie szczerze, bywa to trudne lub wręcz niemożliwe. No i jest jeszcze jeden powód, dla którego dwukrotnie celowo pojechałam do ZOO – PANDY!!! Moja ogromna sympatia dla tych uroczych misiów (według mojego męża granicząca wprost z obsesją ;-)) sprawiła, że aby je zobaczyć na żywo raz pojechaliśmy do Wiednia do najstarszego na świecie Tiergarten Schönbrunn a innym razem do Madrytu. Wiedzcie bowiem, że zobaczenie pand na żywo, nawet w zoo, nie jest wcale takie proste, bo Chiny niezbyt chętnie wypożyczają pandy innym państwom. W Europie można je spotkać tylko w kilku ogrodach zoologicznych, wyłączając niestety Polskę. Jako, że wciąż marzy mi się bliższy kontakt z pandami więc Chiny jako kierunek turystyczny są wysoko na mojej podróżniczej „must-liście” ;-).
Niezależnie od wszystkich za i przeciw, jak tylko jestem w ZOO to uwielbiam obserwować zwierzęta i wtedy potrafię stracić dla nich głowę. W galerii znajdziecie dziś kilka zdjęć zwierząt z ZOO w Madrycie, Berlinie, Wiedniu i Płocku. Miłego oglądania!