A teraz uwaga… jesteśmy w Brazylii!
Buenos tym razem było jedynie miejscem przesiadkowym w drodze do Brazylii. Najpierw wzięliśmy nocny autobus do Puerto Iguazu skąd ks. Marek odebrał nas swoim samochodem i po wielu różnych ciekawych przystankach ;) (pozdrowienia dla księdza Piotra) i przekroczeniu granicy państwa na rzece dotarliśmy do niedużej miejscowości o wdzięcznej nazwie Espigão Alto do Iguaςu. O tym skąd Brazylia i kim jest w ogóle ks. Marek napiszę za chwilę, a teraz jeszcze krótka wzmianka o kolejnym środku transportu.
Ruch autobusowy w Argentynie jest niezwykle popularny, a to dlatego, że odległości są duże, loty droższe a z kolei standard autobusów wyśmienity. Ten, którym my jechaliśmy miał dwa poziomy (wreszcie mogłam popatrzeć na dach tira ;)) a w każdym rzędzie znajdowały się jedynie 3 szerokie fotele, rozkładane do prawie płaskiej pozycji. No i w cenie biletu dostaliśmy ciepłą kolację z przystawką i buteleczką argentyńskiego wina a rano śniadanie. Krótko mówiąc warunki w trakcie tej 17 godzinnej podróży były naprawdę dobre. A na dowód tego, że autobusy są popularnym środkiem transportu powiem tylko, że na dworcu z którego odjeżdżaliśmy (Retiro w Buenos Aires) znajduje się 249 kas róóóóżnych przewoźników oraz 70 stanowisk odjazdowych! W ciągu blisko godzinnego oczekiwania na dworcu na nasz kurs, nie było momentu aby nie przyjeżdżały jakieś autobusy a o tej samej godzinie potrafiło odjechać ich kilka-kilkanaście. Rozkłady jazdy na tablicy wyświetlały się w takim tempie jakbyśmy byli na nowojorskiej giełdzie ;).
A teraz historia naszego przyjazdu tutaj, która jest kolejnym dowodem na to, że w życiu nie ma przypadków… Pewnego pięknego dnia, jeszcze w Polsce, spotkałam w sklepie ks. Andrzeja, który udzielał nam ślubu (i którego serdecznie pozdrawiamy). Ks. Andrzej z kolei, kilka minut wcześniej spotkał swojego znajomego ks. Zbyszka (którego pozdrawiamy równie serdecznie :)) i tak w trójkę przystanęliśmy na chwilę między półkami w hipermarkecie i gawędząc „co u nas” wyszedł temat naszej podróży. Czujny, uprzejmy i pomysłowy ksiądz Zbyszek natychmiast wpadł na pomysł, że skoro jedziemy zwiedzić wodospady, które znajdują się na granicy Argentyny i Brazylii a zarazem 350km od parafii, w której pracuje ks. Marek, to jest to świetna okazja do odwiedzin. Pomysł był strzałem w 10, bo mimo, że jesteśmy tu dopiero od wczoraj i w zasadzie nie zdążyliśmy jeszcze wiele zobaczyć, to czujemy się jak w domu… Naszymi gospodarzami są ks. Marek, który jest misjonarzem z płockiej diecezji a w Brazylii służy już 10 lat oraz ksiądz Wiesław, który już aż 40 lat swojego życia poświęcił pracy misyjnej w tym kraju.
Jeśli chodzi o otaczającą nas rzeczywistość, to to co na pierwszy rzut oka zwróciło naszą uwagę to uśmiechnięci Brazylijczycy, którzy na powitanie się przytulają i śpiewny język portugalski, z którego kompletnie nic nie rozumiemy :). No i ta tropikalna przyroda – czerwona od magnezu ziemia, bujna, soczysta zielona roślinność, piękne kolorowe kwiaty, wielkie latające żuki i pająki (brrrr!) i polujące na nie jaszczurki.
Krótko mówiąc jest miło i egzotycznie. Więcej refleksji, spostrzeżeń i zdjęć w następnych postach.
2 komentarze
Hej
Świat jest naprawdę niewielki – ksiądz Marek uczył mnie religii w 3LO i był naszym opiekunem na wycieczce w Zakopanem w 2000 roku. Pozdrów go proszę serdecznie ode mnie i Kuby, jeśli macie jeszcze kontakt, i powiedz mu, że ta para dzieciaków (czyt. ja i Kubuś;), która zaczęła być razem na tej wycieczce, jest ze sobą do tej pory (to już 13 lat) :)
Ania, Marek Was również pozdrawia i mówi, że miło wspomina okres kiedy uczył w III LO :). Świat jest naprawdę mały… :)