Miałam na dzisiaj zaplanowany zupełnie inny post. Co prawda rozważałam, że skoro są Walentynki to może wypadałoby coś w temacie napisać, ale stwierdziłam, że nie i koniec. Nie przepadam za tym świętem, za jego komercyjną stroną, więc tym bardziej nie chcę pisać postów „bo wypada”. A potem otworzyłam FB i wpadł mi w oczy post Natalii z Tasteaway. Przeczytałam, otarłam łezkę wzruszenia i … po chwili namysłu stwierdziłam, że może ja też podzielę się nasza historią?
Prawdę powiedziawszy trochę się wstydzę. Nie lubię pisać o naszej prywatności i intymności, ale odkryłam, że bardzo lubię czytać autentyczne historie innych ludzi. Więc może czas napisać o nas, zwłaszcza, że nasza historia ma w sobie nutkę latynoamerykańską ;).
Posłuchajcie…
Po rozstaniu, po ważnym dla mnie związku, kilka lat byłam sama. Zupełnie sama. Żadnych romansów, miłostek, nic. Czasem łykałam w samotności gorzkie łzy, ale nie chciałam się związać, żeby zabić samotność. Doświadczenie życiowe, które zdobyłam sprawiły, że wiedziałam czego chcę. A chciałam dobrego związku, opartego na miłości i szacunku, na zaangażowaniu i wzajemnym zrozumieniu.
Pojawił się na chwilę ktoś w moim życiu. Był miło i zabawnie, ale oboje wiedzieliśmy, że to nie na dłużej, że za dużo nas dzieli i że nic z tego nie będzie. I wtedy poznałam Adama. A poznałam go gdzie? Na studiach podyplomowych z kultury Ameryki Łacińskiej. Wpadliśmy sobie w oko, ale każde z nas było w związku, więc poza zwykłym cześć i kilkoma zdaniami we wspólnym gronie nie było nic więcej.
[A teraz mała dygresja i akcent humorystyczny: jestem niezmiernie wdzięczna pewnej Kolumbijce, za dwie najważniejsze rzeczy, które nieświadomie dla mnie zrobiła:
- Związała się z Adamem, a dzięki niej Adam zainteresował się kontynentem latynoamerykańskim i szukając o nim informacji trafił na najważniejsze studia w swoim życiu ;-)
- Podjęła decyzję o rozstaniu z Adamem, która była najlepsza jaką mogła podjąć – dla mnie na pewno ;-)]
Mój związek szybko się skończył, ale nawet nie wiedziałam co dzieje się u Adama, prawie rok nie mieliśmy kontaktu. Wtedy z pomocą przyszła mi moja fascynacja Ameryką Łacińską. Znalazłam tanie biletu do Peru, ale bałam się polecieć sama. I tak szukając zainteresowanej osoby skorzystałam z pomysłu, który podrzucił mi mój kolega z pracy z pokoju, żeby poszukać kogoś wśród moich znajomych ze studiów latynoamerykańskich. W końcu trzeba lubić ten kontynent albo przynajmniej być jego ciekawym, żeby wybrać go na wakacje.
Nieśmiało napisałam się do Adama i okazało się, że on też jest sam od jakiegoś czasu i chętnie by wyjechał. Spotkaliśmy się, żeby pogadać o potencjalnym wyjedzie i …. wszystko poszło w błyskawicznym tempie. Pierwsze spotkanie, a potem randka, jedna, druga, kolejne, pierwsze wspólne wakacje (nie, nie w Peru ;-)), a potem coraz poważniejsze plany i … po paru miesiącach byłam w ciąży! Potem ślub, nasza długa podróż, kolejne dziecko… i tak upływa nam wspólnie życie :).
Nie, nie zawsze jest kolorowo. Początek naszego związku był burzliwy, potem mieliśmy poważny kryzys i kilka mniejszych. Czasem się sprzeczamy, czasami mamy ochotę się pozabijać ;-), ale wiecie co – Kocham go nad życie. Nigdy, z nikim nie byłam tak szczęśliwa. Nie wiem co będzie dalej, bo nikt tego nie wie, ale wiem jak chciałabym, żeby było :).
Każdy kto ma więcej niż dwadzieścia lat, wie, że miłość to nie tylko motyle w brzuchu, wspólne szaleństwa i seks do rana. Miłość to również, a może przede wszystkim decyzja, że chcę z kimś być, że będę dokładać starań, żeby to wspólne bycie było dobre. To współodpowiedzialność za siebie nawzajem, za rodzinę, za związek. To sztuka kompromisu i wychodzenia z własnego „ja”, żeby móc być przy drugim człowieku, gdy tego potrzebuje.
My różnimy się bardzo: Z wyglądu – on – szczupły, wysoki, blondyn, jasna karnacja, niebieskie oczy, ja – niska, okrągła, ciemne włosy, ciemna karnacja, ciemne oczy. Z charakteru też: on spokojny, łagodny, urodzony dyplomata, ja – energiczna, krzykliwa, wybuchowa, wszędzie mnie pełno. I tak mogłabym wymieniać różnice, ale co jest ważniejsze oprócz samych różnic, to to, że umiemy z nich czerpać. Uzupełniamy się wzajemnie, uczymy się od siebie patrzenia na świat, reagowania, pewnej wrażliwości. Adam jest nie tylko dobrym mężem, troskliwym tatą i najbliższą mi osobą. Jest też moim przyjacielem. Kimś, z kim po prostu lubię spędzać czas, gadać długie godziny, śmiać się i wygłupiać. I mimo, że bywam trudna, czasem nie do zniesienia, on zawsze mnie akceptuje, zawsze. I wierzy we mnie, w moje szalone pomysły i wspiera mnie tak mocno jak nikt nigdy dotąd.
Życzę nam samym, aby nasza miłość trwała i się rozwijała, a Wam wszystkim dobrych związków, z kimś, z kim się jest po prostu szczęśliwym.
A pod spodem mały muzyczny gratis – dwa kawałki brazylijskiej samby, które dostaliśmy od naszej koleżanki ze studiów Marianny, które kojarzą nam się z początkiem znajomości :). Miłego słuchania!
4 komentarze
A ja pamiętam taką imprezę na Mokotowie, gdzie biegałaś z brzuszkiem :) a potem Wasz ślub i wesele :)
To ważne, żeby znaleźć tę swoją drugą połowę. Nawet tak jak u nas, że ja jestem pomidorem, a Artur pomarańczą. I też działa ;)
Taaak Kamiś, ja też pamiętam! I pamiętam też jak Was poznałam, jeszcze przed ciążą, na jednej z imprez w Mrocznej Norce :). Zupełnie jakby to było wczoraj…. :).
A z tym pomidorem i pomarańczą to mnie nieźle rozbawiłaś hehe. Mój były szef zawsze mawiał (odnośnie finansów), żeby nie porównywać gruszek z jabłkami, a tu jak się okazuje mix pomidorowo – pomarańczowy działa! ;-)
Buziaki dla Was!
Co ja mogę powiedzieć? Dziękuję, bardzo Ci dziękuję Kochanie za ten piękny post :D Kocham Cię :* <3
:)