Ostatni weekend dostarczył nam wielu wrażeń. Byliśmy w różnych dzielnicach, często nieturystycznych i oddalonych od siebie, jeździliśmy różnymi środkami transportu, odwiedzaliśmy różne atrakcje, a przede wszystkim doznawaliśmy różnych emocji i tych trudnych i radosnych.
W sobotę rano wybraliśmy się do ESMY, czyli miejsca w którym przetrzymywano i torturowano ludzi za krwawych rządów junty. O tym więcej opowie Wam Adam, w kolejnym poście, ja natomiast skupię się na samej drodze.
ESMA jest oddalona od centrum o godzinę jazdy komunikacją miejską. Najpierw jedzie się metrem, by w okolicach dworca Retiro przesiąść się w pociąg podmiejski. To właśnie jazda tym pociągiem sprawiła, że odżyły we mnie refleksje dotyczące życia ludzkiego, sprawiedliwości na świecie, polityki socjalnej różnych krajów i szans na wyrównanie dysproporcji społecznych. A to wszystko dlatego, że pociąg przejeżdża obok dzielnicy slamsów. Już wcześniej uprzedzano nas, żebyśmy się tam broń Boże nie zapuszczali, ale teraz na własne oczy mogliśmy zobaczyć niewielki kawałek tego świata. Nie wiem jak jest „w środku”, ale z zewnątrz wygląda na szary, smutny i trudny. Te slamsy i tak nie były najgorsze, bo duża część domków była murowana, co nie zmienia jednak faktu, że robi to przygnębiające wrażenie. W którymś momencie podjechał autobus komunikacji miejskiej i zobaczyłam, że dużo ludzi wysiada na tym przystanku. To straszne, że tak wiele osób żyje w tak podłych i jeszcze znacznie gorszych warunkach. Jak to jest, że w jednej dzielnicy widać przepych, luksusowe kawiarenki i drogie sklepy, a tuż obok, zaledwie kilka kilometrów dalej ludzie żyją poniżej granicy ubóstwa (tak sądzę po wyglądzie tych mieszkań). Na dodatek w drodze powrotnej, już w metrze, ale wciąż w tej okolicy widzieliśmy żebrzące dzieci. Brudne, bose, biegały między peronami i zbierały, co im skapnie. Niby to obrazek jakich dużo (niestety…), niby w Polsce też się widzi takie sytuacje i pewnie w każdym innym kraju na świecie również, ale zawsze dla mnie jest to impuls do refleksji. Dlaczego moje dziecko ma ciepłym dom, jedzenie, czyste ubrania, zabawki i możliwość edukacji a tamte dzieci nie? Dlaczego? Czy on jest lepszy od nich? Nie. Dlaczego on może iść do parku, czy na plac zabaw i bawić się beztrosko, a one w tym czasie ze strachem w oczach podchodzą do obcych ludzi i proszą o kilka groszy. Ci ludzie żyją w skrajnej biedzie, ledwo wiążą koniec z końcem i nie mają szans zapewnić własnym dzieciom lepszego życia. Jest prawie pewne, że one też spędzą na tym osiedlu całe swoje życie a ich dzieci będą miały taki los jak one same. Czy jest jakaś szansa by przerwać ten międzypokoleniowy łańcuch biedy,by podać im pomocną dłoń i dać szansę na lepsze życie? Temat rzeka… Tak sobie rozmyślałam w tym pociągu i w duchu dziękowałam Bogu za to co mam.
W tym miejscu miał być dalszy opis naszego weekendu, ale czułabym się niekomfortowo gdybym zaczęła teraz pisać o zabawie. Kończę już, a na ciąg dalszy zapraszam do kolejnego posta.