Co roku, Dzień Dziecka przynosi mi podobne refleksje.
Najpierw wstaję wcześnie rano i pełna ekscytacji daję razem z Adamem prezenty naszym dzieciom. I patrzę na te buźki uśmiechnięte i próbuję zgadnąć czy udało nam się sprawić im radość upominkiem czy nie do końca? W tym roku na przykład okazało się, że co tam klocki LEGO – łopata do piasku za 10 złotych to jest prezent! Serio! Fajnie, że dziecięca logika i dziecięce szczęście nie są mierzalne według naszych finansowych kryteriów… A potem kiedy się wyprzytulamy i wyściskamy i każdy zajmie się swoimi obowiązkami do mojej głowy zawsze wracają te same pytania…
Jak wyglądałoby życie moich dzieci, gdyby urodziły się w innym miejscu na świecie? Czy mogłyby 1 czerwca z uśmiechem na ustach i błyskiem w oku odpakować prezent i bawić się nim spokojnie czy może od świtu pracowałyby w polu? A może Bartek jako prawie 6 latek opiekowałby się młodszym bratem i przygotowywałby mu skromny posiłek? Czy miałyby co jeść? Czy miałyby dzieciństwo? Ciepły dom, miłość, smaczne jedzenie w nieograniczonych ilościach, pokój pełen zabawek? A może budziłby je huk bomb spadających każdego dnia w okolicy? Albo przenikający chłód, który wdzierałby się nieproszony przez nieszczelne drewniane ściany górskiej chatki? Czy gdyby Bartek i Antek urodzili się pod inną długością i szerokością geograficzną mieliby szansę na edukację i rozwój czy może byliby w tej olbrzymiej grupie dzieci, które nigdy nie nauczą się czytać i pisać, bo ich życie od najmłodszych lat będzie walką o przetrwanie? A może wprost przeciwnie – gdyby urodzili się w innej części naszego globu opływaliby w dostatki, śniadanie przynosiłaby im służba, a po posiłku biegliby bawić się w gigantycznym ogrodzie pełnym dziecięcych atrakcji jakich tylko dusza zapragnie?
Gdy tak sobie dumam, do mojej głowy przychodzą obrazy dzieci, które spotkałam w czasie naszych podróży. Pamiętam kilkuletnią dziewczynkę z zespołem Downa, która przez kilka godzin naszej podróży przez górskie drogi Ekwadoru wchodziła do nas na siedzenie i zaczepiała swoim niewinnym uśmiechem i łaskotkami. Umorusane dzieci w Kolumbii, które w niewielkiej wioseczce przyszły pod jedyną jadłodajnię by z zaciekawieniem przyglądać się Bartkowi. Albo dwie dziewczynki z Riobamby w Ekwadorze, które wyśmienicie bawiłyby się wieszając na samochodzie swojego ojca i puszczając zawadiackie uśmiechy w naszą stronę. Wspominam też kubańskie dzieci, które całe podekscytowane bawiły się samochodzikami Bartka. Te mocno sfatygowane, taniutkie pojazdy sprawiały im tyle radości, że nawet Bartek nie protestował jak je od niego pożyczały. Różne wspomnienia przelatują przez moją głowę, jedne smutne inne wesołe, w jednych dzieci są czyściutkie i zadbane, a w innych brudne, w kiepskich ciuchach, zostawione same sobie.
Najsilniejszym jednak i jednym z trudniejszych wspomnień jest widok maleńkiej, może 2 – 3 letniej dziewczynki, która gdzieś na Bałkanach, w upalną noc, ubrana w ładniutką różową sukienusię spaceruje pod opieką starszej siostry i zaczepia przechodzących obok turystów prosząc o drobne pieniądze. A gdy nikt nie zwraca na nią uwagi co i rusz przystaje i zaczyna tańczyć, by w choć w ten sposób zwrócić na siebie uwagę. Nie do końca świadoma swojego działania, ale za to nauczona co ma robić. Zupełnie jak mała laleczka z pozytywki, którą tylko trzeba nakręcić, bo odgrywała przypisaną sobie rolę….
Tego dnia myślę też o rodzicach tych wszystkich dzieci – czy przeżywają uczucia ekscytacji podobne do moich, że zaraz po raz kolejny obdarują swoje dziecko prezentem czy może zagryzają wargi z bólu i żalu, bo nie są w stanie tego dnia sprawić swoim dzieciom z okazji ich święta choćby drobiazgu, bo każde 2 złote wyliczone jest na to by przeżyć? A jak duża jest część rodziców, którzy ani tego ani innego dnia w ogóle nie myśli o radości dzieci, bo ich dzieci po prostu nie obchodzą. Jeśli są, to po to by pracować i odciążyć domowy budżet.
Świat nie jest prosty, życie nie jest łatwe i ja też nie wiem czy za rok będzie mnie stać na kupno jakiejkolwiek zabawki dla moich dzieci, ale wiem jedno – nic nie jest warte na świecie tyle, ile uśmiech szczęśliwego dziecka, i nic nie jest w stanie dać dzieciom takiej radości jak miłość, uważność i obecność rodziców.
I dlatego WSZYSTKIM DZIECIOM na świecie i małym i dużym, i biednym i bogatym życzę przede wszystkim miłości, bezpieczeństwa i obecności bliskich.
Ekwador, Cuenca, parada z okazji Bożego Narodzenia: