Pierwszy tydzień stycznia to na blogach czas podróżniczych podsumowań minionego roku. Ja jednak będę kontynuować naszą nową tradycję wiązaną z podsumowaniem pór roku i podzielę się z Wami minioną jesienią, naszym codziennym drobnym życiem – drobnymi radościami i tęsknotami. Mimo, że o podróżach wciąż marzymy i je planujemy, to staramy się cieszyć życiem tu i teraz, tym czego doświadczamy każdego dnia.
Zdecydowana większość jesieni upłynęła nam pod znakiem tęsknoty, bowiem na początku października Adam wyjechał służbowo do Mołdawii na dwa miesiące.
Dwa miesiące przy małych dzieciach, a zwłaszcza przy rocznym Antosiu to szmat czasu. Nie wiem kto za kim tęsknił najbardziej czy chłopcy za tatą, czy tata za nimi czy my za sobą, ale powiem krótko – było ciężko. Ciężko mi samej, ciężko Adamowi bez nas, ciężko dzieciom… Ale daliśmy radę i było warto (ale o tym będzie osobny post).
Mimo, że byłam tyle czasu sama z dziećmi, to starałam się im urozmaicać ten czas bez taty, więc były:
Spacery na świeżym powietrzu, wypady na działkę, zbieranie kasztanów i kolorowych liści i wspólne obserwowanie zmieniającej się przyrody.
Piąte urodziny Bartka, które świętowane były na wszystkie możliwe sposoby i we wszystkich możliwych konfiguracjach – w domu, na sali zabaw, z kolegami i koleżankami, dziadkami, ciociami itd. I choć Bartkowi przykro było, że w tym ważnym dla niego dniu nie ma z nim taty, to zadowoleni goście i fajne prezenty sprawiły, że na małej buzi gościł uśmiech.
Zainspirowana nową fascynacją Bartka jaką są maszyny budowlane poprosiłam naszego kolegę, żeby w swoim miejscu pracy pokazał Bartkowi kilka maszyn. Przejażdżka wywrotką, chodzenie po gąsienicach wielkich maszyn, zaglądanie do środka kabiny to dla Bartka istny raj. Oczy miał szeroko otwarte ze zdumienia a zdjęcia i filmik z odwiedzin musieliśmy oglądać kilka razy dziennie przez kolejne dni (Hubert, dziękujemy raz jeszcze! :-))
Jesień to też pierwsze samodzielne kroki Antośka. I choć nijak się to ma do pory roku, to nie mogę się powstrzymać, żeby o tym nie wspomnieć. A kiedy teraz Antek pędzi przed siebie na dworze czy w sklepie i z charakterystycznym dla niemowlaka zapałem eksploruje świat, to rwę włosy z głowy na myśl o najbliższej naszej podróży w czwórkę. Wspomnienie naszego wyjazdu do Ameryki Południowej i uciekającego Bartka (ewentualnie rzucającego się na ziemię lub raz po raz testującego grawitację na własnych butach czy kubku z piciem) sprawia, że z dłuższym wyjazdem w czwórkę mam ochotę czekać do emerytury ;). No, ale skoro wtedy daliśmy radę to damy i teraz!
Jesień to też czas smaków i aromatów. Dojrzałe jabłka z własnych drzewek, aromatyczna pigwa, którą najchętniej dodaję do herbaty a także cynamon, goździki i pomarańcze to, to co kojarzy mi się z długimi jesiennymi wieczorami. Dla nas wersja z grzanym winem, dla dzieci jabłuszka zapiekane z ryżem. Mniam!
A teraz czekamy na zimowe wrażenia, na lepienie bałwana, zjeżdżanie na sankach i inne zabawy na śniegu.