Bogota – 2640 m.n.p.m (druga najwyżej położona stolica świata), 7,6 mln mieszkańców, ponad 1700 km2 powierzchni. Aż tyle i tylko tyle zarazem. „Aż” – bo wielkość tych liczb robi ogromne wrażenie. A „tylko” tyle, bo bez naszych wspomnień liczby te są tylko suchym zapisem z Wikipedii.
A nasze wspomnienia to spotkani ludzie, odwiedzone miejsca, chwile i sytuacje, które nam się przypominają, rzeczy dobre i miłe, zwykłe i nietypowe, to…
… Daniel i jego rodzina. Zwykli i bardzo serdeczni ludzie. Ugościli nas w swoim dużym, starym domu w centrum miasta. Domu, w którym swój pokój miała ich dawna gosposia, która na starość wciąż z nimi mieszkała mając opiekę i będąc traktowana jako członkini rodziny. Albo pokój wypełniony po sufit kabelkami, przełącznikami i innymi nieznanymi nam urządzeniami, który był miejscem pracy gospodarza naprawiającego klimatyzatory i telewizory.
Tak fajnie było móc zaczynać dzień przy wspólnej kawie i jajecznicy, a potem plotkowaliśmy (zwłaszcza Aga ;)) o polityce, dzieciach i czym tam jeszcze.
… zapach świeżo mielonej kawy, który unosi się w powietrzu w kawiarni Juan Valdez Cafe.
… Puerta Falsa. Najstarsza w Bogocie restauracja, w której jedliśmy pyszne tradycyjne kolumbijskie dania. Personel na piątkę – miły, pomocny i jaki kontaktowy :-)
… widok ze wzgórza Monserrate. Stamtąd dopiero widać jak wielkim miastem jest Bogota, które ciągnie się, aż po horyzont. Imponująca za dnia, olśniewająca o zachodzie słońca, intrygująca po zmroku; ze swym morzem świateł, które wyglądają jak lawa wulkanu.
… taksówkarz grzejący ponad 120 km/h swoim zdezelowanym mikroskopijnym hyundaiem, z naszą olbrzymią walizką na przednim siedzeniu, pędzący przez puste ulice by zawieźć nas na lotnisko.
… Museo del Oro – imponujące Muzeum Złota z największa na świecie kolekcją złotych eksponatów, których widok przenosi w czasy mitycznego El Dorado.
… uliczni sprzedawcy wszystkiego – owoców, napojów, chipsów, arep, przekąsek, kawy i… „minutos”. To ostatnie to kolumbijska „żywa” budka telefoniczna czyli człowiek, który ma przypięte łańcuchami do paska kilka komórek, a chętni (zawsze tacy byli) płacą określoną stawkę za każdą minutę połączenia.
… spacery po urokliwych uliczkach dzielnicy Candelarii.
… powrót ostatniego wieczoru do domu, gdy na ulicach trwały uliczne protesty. Tłumy ludzi, armatki wodne w gotowości, policja. Na szczęście bez zamieszek, ale jakoś tak nieswojo…
I jeszcze wspomnienie Indianina sprzedającego rękodzieło, i Jarka – Polaka z USA, i maleńkiej kawiarni, zza której szyb nasza trójka obserwowała ulewny deszcz, i …, i …, Wspomnienia w sam raz na zimowe, polskie wieczory spędzane już w czwórkę – my, Bartek i najmłodszy Antoś :-) Mmm, dobranoc…