Viniales jest miejscowością położoną w zachodniej części wyspy w dolinie między wapiennymi szczytami zwanymi mogotami. Rejon ten znany jest też z upraw tytoniu – najlepsze cygara pochodzą właśnie z tych okolic. W 1999 r. został on wpisany na listę UNESCO
Samo miasteczko jest niewielkie z charakterystycznymi kolorowymi, parterowymi domkami, a dookoła niego góry o nieczęsto spotykanym kształcie. Byliśmy od początku oczarowani.
Pierwotnie planowaliśmy zostać tu dwie noce, ale problemy żołądkowe Agnieszki zmusiły nas do pozostania jeden dzień dłużej. Jeszcze wieczorem podziwialiśmy przepiękne gwiazdy, o czym już mogliście przeczytać, a niestety zaraz potem się zaczęło i cały następny dzień Aga spędziła w łóżku.
Kolejny dzień by natomiast zdecydowanie udany. Wynajęliśmy taksówkę (dzięki umiejętnościom językowo-negocjacyjnym Agi za jedyne 12CUC) i w ciągu 3 godzin zobaczyliśmy najważniejsze atrakcje okolice. Zaczęliśmy od punktu widokowego przy hotelu Los Jazmines. Położony jest on na wzgórzu, z którego rozpościera się niesamowicie piękny widok na dolinę. Widać lasy, pola, maleńkie plantacje tytoniu, a przede wszystkim piekne góry. Krajobrazy są po prostu obłędne (zobaczcie sami w galerii, choć zdjęcia niestety nie oddają tego co widzieliśmy)! Na marginiesie trzeba wsponieć, że hotel ten miał też jeszcze jedną zaletę – był w nim jedyny sklep w okolicy, w którym można było kupić pieluchy w rozmiarze Bartka. Kolejny przykład na to, że dla turystów z zagranicy jest wszystko, a dzieci kubańskie to już używać pieluch nie muszą :(
Po drodze do jaskini Cueva del Indio skręciliśmy na plantację tytoniu. Poznaliśmy proces zbierania i suszenia tytoniu oraz produkcji cygar. Dowiedzieliśmy się m.in. że w tutejszej plantacji cygara przygotowuje się z liści pozbawionych łodygi, w której zazwyczaj kumuluje się najwięcej nikotyny, tak więc w tutejszych cygarach nie ma prawie nikotyny. W połączeniu z informacją, że do uprawy, suszenia jak i produkcji cygar nie używa się żadnych środków chemicznych, można było uznać, że palenie cygar (oczywiscie tylko z tej plantacji) jest wręcz zdrowe ;) Agnieszka dokonała degustacji cygar a skuszeni atrakcyjną ceną dokonaliśmy zakupu jednej paczki. Zostaliśmy też oprowadzeni po plantacji, dowiedzieliśmy paru rzeczy o uprawie tytoniu np. tego, że rośnie on tylko przez 1/3 roku, od grudnia do marca, a w pozostałą część roku na polach siane są inne rośliny. Z innych roślin mijaiśmy uprawę ananasów, gdzie przeżyliśmy nie małe zaskoczenie. Nie widzieliśmy jak wygląda roślina na której rosną ananasy, ale sądząc po rozmiarze owoców spodziewaliśmy się czegoś w rodzaju palmy tyle, że z ananasami zamiast kokosów. A tu sie okazało, że anansy rosną jak… dynie – nieduże krzaczki i leżące pod nimi na ziemi ananasy :D
W końcu dotarliśy do wspomnianej jaskini – Cueva del Indio. Jest to wapienna jaskinia udostępniona do zwiedzania, częściowo oświetlona, gdzie można podziwać różnorodność jej wnętrza, stalaktyty i stalagmity, a także ciekawe nacieki, które tworzą fantazyjne wzory. Pierwszą część zwiedza się pieszo, a potem wsiada się na pokład niedużej łodzi i kilka minut płynie się przez zalaną część jaskini aż do jej wylotu. Naprawdę warto!
Kolejną atrakcją był Mural de la Prehistoria – współczesny, kilkudziesięciometrowy malunek przedstawiający w skrócie (dużym skrócie) historię Ziemi. NIespodziewaliśmy się niczego nadzwyczajnego, ale ponieważ przewodniki pisały o tej ciekawostce to jednak chcieliśmy ją zobaczyć. Teraz już wiemy, że jest to jedna z tych atrakcji, której obejrzenie nie jest niezbędne. Tak więc poprzestaliśmy na obejrzeniu muralu odległości 100 metów i w zupełności nam to wystarczyło. W przypadku oglądania murala z bliska należy uiścić opłatę 4 CUC od osoby – wg nas nie warto wydawać na to pieniędzy.
Przez cała podróż denerwowałem się, czy faktycznie zapłacimy wynegcjowane 12 CUC za taksówkę czy znowu bedzie jakaś niespodzianka np. że 12CUC ale za osobę, albo za godzinę itp. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze, choć równo z momentem przekazania zapłaty taksówkarz przestał już nas zauważać i udał się do swoich spraw.
Ukoronowaniem wieczoru była moje pierwsza w życiu lekcja gry na bębnach (congas). Okazało się to dość trudne zajęcie, ale sprawiło mi naprawdę wiele radości! Poznałem podstawowe zasady dotyczące gry jak i nauczyłem się dwóch podstawowych rytmów – danzon i cza-cza :)