… to najczęściej słyszane przez nas słowo dnia wczorajszego!. Ponieważ wciąż się aklimatyzujemy i organizujemy, dopiero po południu wyszliśmy połazić po mieście. Swoje kroki skierowaliśmy od razu na Florida avenida, gdzie jak słyszeliśmy można wymieniać waluty obce na peso. Chodzi oczywiście o wymianę czarnorynkową. W Argentynie szaleje inflacja, ceny są wysokie a i tak wciąż rosną, więc każdy radzi sobie jak może. Dla turystów, wymiana przywiezionych dolarów po kursie czarnorynkowym oznacza obniżenie kosztów o około 40%, więc i my postanowiliśmy w ten sposób chronić nasz budżet. Tylko jak to zrobić??? Jakby nie było, w świetle prawa to nielegalne, więc czuliśmy się trochę niepewnie. Powiedziano nam, żeby szukać złotników, jubilerów i tym podobnych drobnych przedsiębiorców. Przeszliśmy więc całą ulicę wzdłuż i wszerz, ale wspomnianych jubilerów brak. Same ekskluzywne sieciówki, w których na nasze nieśmiałe pytania o wymianę dolarów odesłano nas z kwitkiem. W końcu zdecydowaliśmy się wymienić pieniądze u cinkciarzy stojących na ulicy, których na Florida jest zatrzęsienie, chyba nawet więcej niż klientów, sprzedawców i turystów razem wziętych ;). Ponieważ jednak słyszeliśmy o wydawanych fałszywkach, znów spacerowaliśmy wte i wewte, żeby znaleźć kogoś kto chociaż wyglądem wzbudza zaufanie. Pełni strachu podeszliśmy do pani nawołującej swoje „cambio, cambio, dolars, euro”, która… zaprowadziła nas do kiosku ruchu! Tak, w kiosku z gazetami wymieniliśmy swoje pierwsze pieniądze i w dodatku dostaliśmy jeszcze szybki kurs, jak sprawdzać czy są one prawdziwe :). Najzabawniejsze jest to, że mnóstwo ludzi tak wymienia pieniądze, cinkciarze krzyczą jeden przez drugiego swoje „cambio, cambio” tworząc przy tym swoistą melodię unoszącą się nad ulicą, a dla nas to było takie przedsięwzięcie, jakbyśmy co najmniej chcieli kupić broń gładkolufową ;).
Z innych wrażeń, to Argentyńczycy wydają się być pogodni i sympatyczni. Większość z nich gdy widzi Adama z Bartkiem w nosidle na plecach szeroko się uśmiecha i macha do Małego. A wczoraj z kolei, dzięki Bartkowi, mieliśmy w trakcie obiadu restaurację na wyłączność :), a tak poważnie to kelner był na tyle uprzejmy, że zamknął na klucz drzwi od środka, żeby nasz energiczny synek nie wybiegał na ulicę i dał nam w spokoju zjeść obiad.
Na ulicach w centrum panuje spory ruch, niby chaos, ale jak się dłużej temu przyjrzeć, to wszystko jakoś gładko idzie. Kierowcy respektują światła drogowe, za to piesi wchodzą na czerwonym na pasy, dochodzą do połowy jezdni zatrzymując się tuż przed pędzącym samochodem, a gdy ten przejedzie, spokojnie przechodzą na drugą stronę. Od razu widać, że my to turyści bo takie numery nam nie w głowie ;).
Jeśli chodzi o architekturę to obejrzeliśmy dopiero niewielką część miasta, ale tutaj widoczny jest brak spójności. Obok starych, stylowych budynków, wyrastają współczesne szklane wieżowce, ale zobaczyć też można zaniedbane, podupadające bloki.
2 komentarze
Pierwsze foty, suuuper! Trzymam kciuki i kibicuję! Z niecierpliwością czekam na kolejne wpisy i zdjęcia.
jak miło :)